Aktualności

Mistrzowie na przesłuchaniu: Marcin Celiński

Trzy wygrane rundy, 192 punkty i zwycięstwo w Historycznej Klasyfikacji Generalnej, a także w kategorii FIA 4/J2 – to tegoroczny dorobek Roberta Lutego i Marcina Celińskiego. Czas na podsumowanie sezonu tej załogi z perspektywy prawego fotela ich Subaru Legacy.

Na pierwszym planie Robert Luty, a na prawym fotelu Marcin Celiński

Wygraliście z Robertem Historyczną Klasyfikację Generalną, ale na pewno w tym sezonie mieliście trudne czy rozczarowujące momenty, prawda?
Do rozczarowujących można zaliczyć awarię półosi podczas Rajdu Polski. Co prawda nie przeszkodziło nam to w wygraniu tej rundy, ale odebrało trochę frajdy z jazdy. Na mazurskich szutrach bardzo dobrze zagrał nam opis. Robert rozkręcał się z odcinka na odcinek i mogliśmy jechać naprawdę szybko. Niestety po awarii półosi, zamiast walczyć o jak najlepsze czasy, musieliśmy się dotoczyć do serwisu. Natomiast najtrudniejszym rajdem był zdecydowanie Dolnośląski. Z kolei Rzeszowski był rundą, która w naszym przypadku była obciążona największym bagażem emocji. Było jasne, że to kluczowe zawody w sezonie i od wyniku wywalczonego w Rzeszowie będzie zależało o co będziemy w tym sezonie mogli walczyć. Wygrana otworzyła nam drogę do zwycięstwa w Historycznej Klasyfikacji Generalnej. Ten rajd musiał nam się udać, więc dobrze się do niego nastawiliśmy. Dużo czasu poświęciliśmy na sprawdzanie opisu i inne przygotowania.

A najlepszy moment w sezonie?
Od Rajdu Polski zaczęło nam dobrze iść. Potem zagrało w Rzeszowie i powtórzyliśmy zeszłoroczny wynik w Rajdzie Śląska. Z rajdu na rajd łapaliśmy coraz lepszy rytm.

Co twoim zdaniem było kluczem do tegorocznego sukcesu?
Konsekwentna realizacja planu jaki założyliśmy, kontrolując sytuację w danym rajdzie i nie podejmując przy tym zbędnego ryzyka, jeśli okoliczności tego nie wymagały. Kluczowe było dla nas to, by kończyć rajdy, bo to jest premiowane w punktacji HRSMP. Wiedzieliśmy też jakim tempem pojechać, żeby wygrać Power Stage czy zająć na nim drugie miejsce. Mamy też świadomość tego, gdzie tracimy, a gdzie zyskujemy. Poza tym bardzo dobrze dogadujemy się z Robertem w samochodzie. Mówiąc wprost – jest między nami chemia. Rozwijamy też nasz opis. Czasami oglądamy onboardy z poprzednich edycji danego rajdu i widzimy dużą różnicę, nie tylko w samych notatkach, lecz także w prędkości. To wszystko są budujące spostrzeżenia, świadczące o tym, że jesteśmy dojrzałą załogą. Nie znaczy to jednak, że nie mamy jeszcze elementów do poprawy. Nie zawsze dobrze trafialiśmy z oponami na odcinki rozgrywane na mokrej nawierzchni. Z drugiej strony świetnie wybraliśmy gumy na Rajd Polski, na którym doskonale sprawdziły się opony MRF.

Kiedy uwierzyłeś w to, że to jest ten sezon, w którym możecie wygrać Historyczną Klasyfikację Generalną?
Miałem ambicję, żeby już w 2018 powtórzyć z Robertem tytuł, który w 2017 zdobył z Dariuszem Gurdziołkiem. To niestety się nie udało, m. in. przez awarie, choć tempo było dobre i punktów też sporo zdobywaliśmy. Dlatego po sezonie 2018 było we mnie dużo sportowej złości i bardzo zależało mi na tym, by sięgnąć po mistrzostwo w 2019 roku. Awaria na pierwszym oesie Rajdu Świdnickiego Krause sprowadziła nas na ziemię już na samym początku sezonu, potem w Nadwiślańskim też nie obyło się bez problemów technicznych, ale po Rajdzie Rzeszowskim już uwierzyliśmy, że tytuł jest w zasięgu ręki.

Z czego, poza wynikami, jesteś po tym sezonie zadowolony?
Rozwinąłem się jako pilot. Ciągłość startów z jednym kierowcą na pewno mi w tym pomogła. To mój drugi pełny sezon w samochodzie 4×4 i już wiem, że to nie jest wcale takie straszne. Jest dużo łatwiej niż w ośce. Wszystko dzieje się spokojniej, mimo że prędkości są większe. Mam satysfakcję z tego, że Robert z każdym rajdem się otwierał. Co zawody dodawaliśmy coś do opisu, żeby był bardziej dokładny i precyzyjny. Cieszy mnie też to, że Robert bardzo dobrze czyta drogę. Potrafi właściwie ocenić na zapoznaniu z jaką prędkością będziemy mogli przejechać daną partię i jak zachowa się samochód. Ma bardzo dobre wyczucie auta.

Który odcinek w sezonie był najtrudniejszy?
Czarna Góra z Rajdu Dolnośląskiego ze względu na warunki, jakie tam panowały. Jest tam partia przez Sienną i spadanie do Nowego Waliszowa, które leżały chyba wszystkim załogom. To było coś niesamowitego – na bardzo mocno zniszczonej drodze, po której płynęła woda, była tak dobra przyczepność, że można tam było „iść dużym piecem”. W kontekście warunków, a konkretnie wysokiej temperatury niełatwy był też Rajd Rzeszowski. W tej rundzie wyróżniłbym oes Pstrągowa. Jest trudny, ale nam bardzo pasował. Nie lubimy z Robertem odcinków z równym asfaltem, podchodzących charakterystyką pod wyścigi. Wolimy ścigać się tam, gdzie asfalt jest wąski, nierówny, a sama droga – bardzo szybka.

To był twój drugi pełny sezon w Motul HRSMP. Jak twoim zdaniem zmienił się ten cykl?
Na pewno podniósł się poziom. Zawodnicy jeżdżą coraz szybciej i to zarówno w mocnych samochodach 4×4, jak i w „ośkach”. Przydałaby się też jeszcze lepsza promocja cyklu, bo jest nas trochę za mało. Wiem, że w kraju są jeszcze historyczne rajdówki, których właściciele mogliby wystartować w historycznym czempionacie.

Największa niespodzianka sezonu?
Jeżeli chodzi o zawodnika to Marcin Grzelewski. Dla mnie jest objawieniem sezonu. Widać u niego bardzo duży progres w nabieraniu prędkości. Pozytywnie zaskoczył mnie też Robert Luty tym, jak mocno się rozwinął i jak wiele aspektów rajdowej jazdy doszlifował.

Do najlbliższej rundy

Motul HRSMP